Archive – Axiom

2014, płyty Autor: rajmund lip 03, 2014 1 komentarz

Archive, czyli ci, którzy otworzyli uszy terazrockowych zgredów i trójkowych progofili (z całym szacunkiem – been there, done that) na nieco nowocześniejsze brzmienia. Jasne, że jarałem się razem z nimi, gdy Craig Walker przez bite szesnaście minut przekonywał pełen niespotykanej wokalnej pasji, że without your love you’re tearing me apart. Płytę później przekonywałem się z radością, że ktoś ma równie bezsenne noce co ja, bo przecież tears keep falling into my pool. Lecz gdy utalentowany wokalista opuścił londyńczyków, zapaliły się niesławne Lights, a samo Archive z triphopowego progrocka skręciło w stronę kolejnego w zasadzie już tylko triphopowego projektu, moje zainteresowanie ich twórczością zaczęło przygasać.

Nie chcę tu porównywać, że Archive bez Walkera jest jak Marillion bez Fisha…

Ale tak chyba trochę właśnie jest. Swoją drogą wiecie, ilu fanów Marillion potrzeba do wymiany żarówki? Czterech: jeden wymienia, a trzech pozostałych kłóci się, że poprzednia była lepsza.

Nawet jeśli „Controlling Crowds” wspięło się znów na jako takie wyżyny (przynajmniej pierwsza część), mógł to być już najwyżej poziom „Brave”. Choć może analogia bardziej pasuje do tegorocznej propozycji londyńczyków. Tak jak jedynej godnej uwagi płycie bezfishowego Marillionu towarzyszył 50-minutowy obraz Richarda Stanleya (tego od „Hardware„), tak „Axiom” jest zaledwie częścią większego projektu, w którego skład wchodzi także 40-minutowy film w reżyserii Jesusa Hernandeza.

To nie pierwsza przygoda Archive w świecie filmu. Wszakże już w 2003 roku zrobili ścieżkę dźwiękową do obrazu „Michel Vaillant” (czy też jak wolą polscy dystrybutorzy: „Najlepsi z najlepszych”), a także użyczyli swoich wcześniejszych utworów do polskiego „Sępa”. „Axiom” to jednak w dalszym ciągu w tym kontekście swoiste novum. Muzycy musieli ograniczyć się do niespełna czterdziestu minut, na szczęście nie tylko do formy instrumentalnej.

Choć od razu przyznam, że instrumentalna część „Axiom” wywarła na mnie zdecydowanie największe wrażenie.

Mam konkretnie na myśli utwór tytułowy, który stanowi jedną czwartą wydawnictwa. Jeśli doliczymy jeszcze jego późniejszy „reprise” – nawet więcej. To monumentalna kompozycja, jakiej oczekujemy od twórców „Again”. Dzwony na miarę tak często wspominanego w kontekście tego zespołu Pink Floyd, hałaśliwy klawisz i wreszcie wycieczka w wyższe stany świadomości. Melancholijna melodia klawiszy, kojarząca się nieco z „Dzwonami rurowymi” Mike’a Oldfielda, do tego mocny beat i fragmenty zadziornej gitary (trochę jak w tytułowym kawałku z „Lights”). Nie wyobrażam sobie miłośnika któregokolwiek wcielenia Archive, którego ta mieszanka nie zachwyci.

Niewiele niżej stawiam mantrowy „Transmission Data Terminate”, w którym główną rolę odgrywa rytm. Tu już jednak znalazło się miejsce dla wokali: nie tylko Pollarda Berriera, lecz także Holly Martin (oboje znamy już z poprzedniej płyty). Gdyby ktoś martwił się o status Marii Q, od razu uspokajam: pojawia się i ona, w onirycznym (i powtarzającym cichutko wątki kompozycji tytułowej) „The Noise of Flames Crashing”. Tyle z moich highlightów.

Co pozostało? Wybrany do promocji, patetyczny „Distorted Angels”, w którym rozemocjonowany wokal Pollarda każe znów zatęsknić za Walkerem. Bo to niestety smutek drugiej świeżości, jak na ostatnich krążkach Anathemy. Najbardziej gitarowy w zestawie „Baptism”, tym razem z głosem Dave’a Pena, zwraca uwagę zabawa dynamiką. Jeden dźwięk klawisza potrafi uciszyć cały wcześniej wzbudzony gitarowy chaos. Pen wraca też w „Shiver”, kontynuującym progresywną tradycję zespołu i stanowiącym chwilę relaksującego wyciszenia, wciąż jednak niebezpiecznie bliską emocjonalnego banału. Na szczęście sprawne wymieszanie utworów, przeplatające się i powracające co jakiś czas motywy, budują spójne doświadczenie, którego całościowo słucha się bez znużenia.

Nie zapominajmy jednak, że to przecież „tylko” soundtrack i swoje prawdziwe oblicze „Axiom” ujawnia dopiero w połączeniu z filmem.

Więc jak jest? Nieźle, trochę krótko. Pozostaje niedosyt. Na szczęście Darius Keeler już się chwali, że ma skończoną kolejną płytę. Pełnowymiarowy krążek Archive ponoć już pod koniec roku. Utrzyma poziom? Przebije „Axiom”? Chętnie się przekonam. Mimo że na pewno nie przyniesie powrotu Craiga Walkera.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

1 komentarz

  1. kurtula pisze:

    Przeciętna płyta świetnego zespołu. Dźwięki wcale nie zyskują w zestawieniu z filmem, choć i tak to album lepszy niż większość wydawanych na świecie 😉

    zapraszam do przeczytania mojej recenzji:
    http://www.kurtula.blogspot.com/2014/07/axiom.html

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *