9 piosenek, od których powinieneś zacząć słuchać synthwave’u

zestawienia Autor: rajmund maj 30, 2015 komentarzy 14

Uwielbiamy lata osiemdziesiąte i z całego serca popieramy wszelkie próby powrotu do ich klimatu, których ostatnimi czasy coraz więcej. Synthwave, retro wave, 80s revival – jak zwał tak zwał, syntezatorowa ofensywa undergroundowych producentów, którą obserwujemy od dłuższego czasu, to jedna z najciekawszych niszy, jakie wykształciły się w nowoczesnej muzyce elektronicznej. Dlatego też tyle o niej piszemy – a teraz najwyższa pora na wprowadzenie w ten nurt dla tych, którzy jeszcze nie mieli przyjemności go poznać. Uwaga! Wbrew pozorom to nie jest ranking współpracowników Perturbatora – no co ja zrobię, że gość współpracował z najlepszymi…

Perturbator – I am the Night

Od tej płyty zaczęło się to całe szaleństwo – przynajmniej w moim przypadku. Perturbator, czyli James Kent, to do dziś niedościgniony mistrz nurtu, który dał się poznać pamiętnym „Vengeance” z gry „Hotline Miami”. W swoich syntezatorowych pejzażach tworzy niepowtarzalną atmosferę, przeskakuje płynnie od jednego motywu do drugiego, żongluje brzmieniami i ścieżkami, tworząc prawdziwe suity… To nie może być człowiek – to musi być ejtisowy android.

Power Glove – Power Core

Zaraz za Perturbatorem plasuje się duet australijskich producentów, którzy również wypłynęli dzięki grze, a konkretnie dzięki dodatkowi do „Far Cry 3” o podtytule „Blood Dragon”. Tak jak sama gra składała hołd klasyce kina akcji rodem z VHS-ów, tak ich soundtrack idealnie oddawał klimat znany z „Terminatora”, „Ucieczki z Nowego Jorku” czy „Kickboxera”. No i ta nazwa zaczerpnięta od kultowego gadżetu Nintendo

Makeup And Vanity Set – Never Let Go

Makeup and Vanity Set musiał przebyć wpierw drogę przez klasyczny chiptune, by dotrzeć do ejtisowego synthwave’u. Tę ewolucję doskonale oddaje tytułowy kawałek z „Never Let Go”, w którym do oldskulowej, piszczącej elektroniki dołącza w pewnym momencie żywy bas – a wszystko brzmi jak ze starej kasety magnetofonowej.

Dead Astronauts – In Disguise

Znowu wracamy do Perturbatora, bo to właśnie dzięki niemu poznałem ten fantastyczny duet. Dead Astronauts nie zaliczają się może bezpośrednio do synthwave’u, ale tworzą niesamowicie chwytliwe piosenki, które czerpią pełnymi garściami z tej nieco mroczniejszej strony lat osiemdziesiątych. Ich EP-kę zapętlałem w zeszłym roku całe lato i coś czuję, że tego lata będę ją katował z powrotem (pełnowymiarowe „Constellations” to bardziej jesienny materiał – jeśli wiecie, co mam na myśli).

Timecop1983 – Dreams (feat. Dana Jean Phoenix)

Tu z kolei ejtisy pełną gębą z błogosławieństwem Jana Hammera i gorącym Miami w tle. Słuchając występującej gościnnie w tym kawałku Dany Jean Phoenix ciężko nie pragnąć uciec daleko stąd – najlepiej właśnie w takie klimaty. A zaraz po tej piosence polecam całe „Waves„.

Carpenter Brut – Obituary

Ścisła konkurencja dla Perturbatora w dziedzinie syntezatorowej masakry (oczywiście żartuję – tak naprawdę obaj producenci się kumplują, a nawet współpracują). Wszystkie trzy EP-ki Carpenter Bruta to miks ożywiającej energii, głośnych syntezatorów i uzależniających melodii. Powyżej – prawdopodobnie jego najbardziej klimatyczna kompozycja (najlepiej smakuje z teledyskiem, NSFW).

Le Cassette – Tonight

Le Cassette – kolejni, którzy nagrywali z Perturbatorem – to znowuż ejtisy pełną gębą, ale i znowuż: od zupełnie innej strony. Angielski zespół (właśnie: zespół, a nie pojedynczy producent) ma dla odmiany wokalistę o bardzo charakterystycznej barwie głosu, co od razu wyróżnia go z synthwave’owego tłumu. A jak piosenka o cyberkochance mogłaby nie być udana?

 

GosT – Without a Trace

Hayley Stewart (ze wspominanych wcześniej Dead Astronauts) wyrasta powoli na pierwszą damę synthwave’u – kawałek z jej gościnnym udziałem to najjaśniejszy moment na pełnowymiarowej płycie amerykańskiej odpowiedzi na Perturbatora i Carpenter Bruta, czyli GosTa.

Perturbator – Minuit (feat. Dead Astronauts)

A na koniec dwie najpotężniejsze siły razem: James Kent, osobowy synonim synthwave’u, i Dead Astronauts w urzekającym, magicznym, no po prostu fantastycznym „Minuit”. I kolejny dowód, że z całym szacunkiem dla pozostałych tu wymienionych – Perturbator nie ma sobie równych.

Tyle na początek – a co Wy polecacie synthwave’owego? Zaskoczcie nas i śmiało podsyłajcie piosenki, których to my mogliśmy jeszcze nie słyszeć!

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarzy 14

  1. Jeżeli chodzi o Gost, to „Without a Trace” zamieniłbym na „Ritual”

  2. Maciek pisze:

    Kochani a gdzie mitch murder, miami nights 1984, kristine, sunglesses kid, power glove… 😉

    1. rajmund pisze:

      Power Glove akurat jest 🙂 A co do reszty – będzie materiał na drugą część 😉

  3. ktus pisze:

    A Lazerhawk? Album Redline to meisterstück

    1. rajmund pisze:

      Zgadza się 🙂

  4. nbqbio pisze:

    Przyjrzyjcie się Soundtrackowi z gry „Hotline Miami”. Spodoba się Wam.

  5. Szymon pisze:

    Sam Perturbator zdaje się polecał The Hunt
    https://soundcloud.com/the-hunt-1

    1. rajmund pisze:

      Tak było 🙂

  6. ffk pisze:

    Ciekawe propozycje, choć mocno razi brak najdrobniejszej nawet wzmianki o Kavinskym. Szczególnie przy tonach zachwytu wylanego nad Perturbatorem wypadałoby napomknąć o facecie, który jako pierwszy przebił się z tym gatunkiem do szerszej publiczności i wciąż pozostaje najbardziej rozpoznawalnym artystą tej sceny.

  7. lsd pisze:

    Polecam też polskiego rodzynka: Pumping Body

  8. matman pisze:

    polecam grupę LGNTNNG utwór sharks . Kavinsky to absolutny must. zgadzam się z przedmówcą.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *