9 najlepszych piosenek: Gary Numan

zestawienia Autor: rajmund lis 07, 2015 komentarze 2

Gary Numan, ojciec chrzestny synthpopu i industrialu. Choć bez niego scena komercyjnej muzyki elektronicznej mogła się rozwinąć w zupełnie inny sposób, do dziś pozostaje zastraszająco niedoceniany.

Wielu ludzi wciąż nie kojarzy jego nazwiska, choć prawie każdy zna jego największy przebój – „Cars”. Piosenka jak ta to dla artysty największy sukces, ale i przekleństwo. Dlatego przekornie w tym zestawieniu jej nie umieścimy – pominiemy też klasyczne albumy „Replicas”, „The Pleasure Principle” i „Telekon”. Wszystko po to, by poświęcić jak najwięcej miejsca przeoczonym perłom z dyskografii Numana. Artysta przez całe lata osiemdziesiąte miotał się między konwencjami, dlatego też wybór nie był łatwy. Szczególnie, że wbrew powszechnemu mniemaniu, świetnych piosenek w jego dorobku nie brakuje.

Przed Wami nasza subiektywna lista dziewięciu z nich.

Stormtrooper in Drag

„Stormtrooper in Drag” był pierwszym singlem Paula Gardinera – basisty wcześniejszego zespołu Numana, Tubeway Army. Gary użyczył w piosence swojego wokalu, był też jej współkompozytorem. To tłumaczy, czemu utwór znalazł się potem na re-edycjach „Dance” i składance „Exhibition”. Co do Gardinera, niestety nie miał za bardzo jak kontynuować kariery solowej – trzy lata po wydaniu tego singla przedawkował heroinę. Numan co jakiś czas składa hołd zmarłemu koledze: na trasie promującej „Sacrifice” regularnie grał „Stormtrooper in Drag” (dokumentuje to koncertówka „Dark Light”), a w 25. rocznicę jego śmierci zagrał wstępną wersję „Complex” na tle jego zdjęcia wyświetlanego na wielkim ekranie.

Berserker

Zawsze za najmniej wartościowy okres w karierze Numana uważałem ten, którym pierwotnie załamał swoją karierę, czyli eksperymenty z jazzem i funkiem. Dlatego też kolejną płytą, do której nawiążę, będzie dopiero „Berserker”. Gary odkurzył na niej syntezatory, wprowadził metalowe riffy, a sam przemalował się na androgynicznego androida, co było wówczas zupełnie nową jakością w jego twórczości. Tytułowy utwór miał naprawdę spory potencjał – ten transowy rytm, fajne żeńskie wokalizy, które wkrótce stały się znakiem rozpoznawczym jego płyt z lat osiemdziesiątych… Przeoczony klasyk.

Your Fascination

„The Fury” była kolejną ciekawostką, która z kolei łączyła prawdziwie ejtisową tandetę z iście industrialnymi brzmieniami. Choć płyta miała ewidentnie cyberpunkowy klimat inspirowany „Blade Runnerem” (te sample!), wszystko to znikło przytłoczone jedną z najbardziej kiczowatych okładek w dyskografii Numana (chociaż ma niezłą konkurencję). Ciężko mi wybrać jeden kawałek z tej płyty, ale niech będzie „Your Fascination”. Za ten uroczo wsiowy teledysk i manierę wokalną, dzięki której Gary brzmi zupełnie jak wokalista… Korna.

Voix

W idealnym świecie krążek „Metal Rhythm” stanowiłby odkupienie wieloletniej tułaczki Numana i powrót na same szczyty list przebojów. To wreszcie płyta z konsekwentnie realizowanym pomysłem, wcale nie tak odległa od „Sacrifice”, na której kicz poszedł w odstawkę… No dobra, dalej są tu wokalizy a’la Tina Turner i funkujące skakanki, ale wszystko o wiele sprawniej ze sobą współgra. Najlepiej świadczy o tym „Voix” – kawałek, który mógłby być jednym z największych przebojów Gary’ego, gdyby tylko durna wytwórnia muzyczna należycie go rozpromowała. Na szczęście docenił go sam Numan, przerabiając parę lat później na brzmienie krążka „Exile”.

My World Storm

„Outland” to kolejna z serii inspirowanych „Blade Runnerem”, futurystycznych płyt, którymi Gary składał hołd swojemu ulubionemu science fiction. Tym razem naprawdę zaszalał, bo oprócz jego ulubionego filmu Ridleya Scotta, wstawił tu m.in. sample z „Predatora”, „Aliens” i „Terminatora”. Prawdziwy produkt swoich czasów. Przy całej swojej filmowej atmosferze, „Outland” otarła się prawie o concept album. Ale są tu też pojedyncze, udane piosenki, które nieźle poradziłyby sobie na listach przebojów – gdyby tylko ktoś je na nich wpierw umieścił… Przykładem niech będzie taneczne „My World Storm”.

Scar

I oto dochodzimy do wielkiego wskrzeszenia kariery Gary’ego Numana. Po upadku na samo dno, odbił się w mistrzowskim stylu krążkiem „Sacrifice”, na którym zbliżył się do ówczesnego brzmienia Depeche Mode czy Nine Inch Nails. A mało kto wówczas podejrzewał, że to dopiero początek! Aż szkoda, że mamy tak mało materiałów wizualnych zachowanych z tamtego okresu, ale ten telewizyjny teledysk zmontowany z występu w jakimś programie działa na wyobraźnię. A samo „Scar” brzmi (i wygląda) jeszcze lepiej niż na płycie.

Absolution

Ta klasyczna późnonumanowa ballada powstała jeszcze z myślą o „Sacrifice”, ale do idealnego stanu została doprowadzona dopiero na „Exile”. Całe szczęście, bo jak uwielbiam wcześniejszy album Numana, tak jego brzmienie jest po prostu fatalne. „Exile” mógł się pochwalić już o wiele lepszą produkcją: kosmiczna przestrzeń uzupełniona nastrojowymi klawiszami i pełnymi emocji wokalizami Gary’ego robią niesamowite wrażenie. Do tego dochodzi jeszcze ten tekst – niby utrzymany w heretyckiej konwencji „Exile”, ale z otwartą furtką na bardziej uniwersalne interpretacje. A to przecież właśnie cecha najlepszych piosenek.

Pure

Mówi się o renesansie kariery Numana od płyty „Sacrifice”. „Exile” stanowiło kolejny krok, jeszcze bardziej dopracowany. Oba te albumy były jednak zaledwie przygrywką przed prawdziwym opus magnum. „Pure” to płyta, jaką nagrywa się na ogół tylko raz w życiu. Potrzeba było tych wszystkich lat wygnania do cienia list przebojów. Widocznie trzeba było osobistych tragedii i zajechania psychiki do granic możliwości. Szczęśliwie złożyło się, że w pobliżu znaleźli się też odpowiedni ludzie – industrialny duet Sulpher, który wprowadził brzmienie muzyki Gary’ego na nieosiągalny wcześniej poziom. „Pure” to płyta, która zachwyca od początku do samego końca – dlatego u mnie posłuchajcie sobie tylko tytułowego otwieracza, a resztę puśćcie chwilę potem już we własnym zakresie.

Love Hurt Bleed

Żeby przebić „Pure”, Gary Numan musiałby kolejny raz odnaleźć się na zupełnie nowej artystycznej drodze. Tego chyba jednak nie planuje, bo od kilkunastu lat konsekwentnie kroczy gotycko-industrialną ścieżką. Raz z lepszym, raz z gorszym efektem. Nie żeby jego późniejsze płyty były całkiem złe, niemniej od „Jagged” obserwujemy raczej formę zniżkową. Może przydaliby się po prostu nowi współpracownicy? Ale nawet z Ade Fentonem Numan wciąż potrafi przyłożyć jak trzeba, co udowodnił na „Splinter” sprzed dwóch lat.

A jakie są Wasze ulubione płyty i piosenki Gary’ego Numana?

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

komentarze 2

  1. Zestawienie ciekawe, chociaż jako hardcore’owy fan Numana mocno bym je zmodyfikował. Tak jak kocham go po całości, tak 'Absolution’ jest dla mnie nie do przejścia. Mdły budyń zatykający uszy – totalna dźwiękowa jałówa. Ze 'Stormtrooper in drag’ wiąże się ciekawostka. Bardzo rzadko zdarza się, żeby cover był lepszy od oryginału, tymczasem wersja St. Etienne miażdży tę Numanową 🙂

    Ok, też polecę chronologicznie (i też tendencyjnie pominę okres do Telekon włącznie):
    – 'Music For Chameleons’ (najlepszy utwór z całego tego dziwnego okresu, kiedy rządził fretless),
    – 'My Dying Machine’ (tylko o włos wyprzedził 'Berserker’),
    – 'A Child With The Ghost’ (ciary i gula w gardle),
    – 'My Breathing’ (bardzo fajne zmierzenie się z klimatami orientalnymi),
    – 'Voix’ (oczywiście),
    – 'Dominion Day’ (hicior),
    – 'Pure’ (to ten konkretny utwór odpowiedzialny jest za początek mojej wielkiej miłości do twórczości Numana – zmiótł mnie na każdym możliwym poziomie),
    – 'Fold’ (prawdziwy brylant z 'Jagged’; jakością nie ustępują mu też wersje alternatywne z płyty 'Jagged Edge’),
    – 'Haunted’ (nie mam pojęcia, dlaczego do promowania 'Jagged’ wybrano 'In A Dark Place’, mając do dyspozycji coś tak chwytliwego… no ale sam Numan przyznaje, że cała jego kariera to suma fatalnych decyzji marketingowych),
    – 'The Fall’ (masakrycznie przebojowy hicior. Ciekawostka: jego fragment znalazł się już na płytce 'Purified’ z 2001 czy 2002 r. w przerwach między odpowiedziami Numana na kolejne pytania. Służył za jeden z niewykorzystanych odpadów i sprawił, że złapałem się za głowę, że COŚ TAKIEGO nie znalazło się na 'Pure’),
    – 'Here In The Black’ (kiedyś przez ten utwór dostanę mandat, bo noga na gazie sama idzie do podłogi. Chyba najlepszy utwór, jaki Numan kiedykolwiek nagrał),
    – 'Love Hurt Bleed’ (krok w świetnym kierunku. Pan dalej nagrywa takie utwory z podkręconym bpm, panie Numan, bo endorfiny wydzielają się jak głupie).

    Do tego jako suplement bym dodał utwór 'Voices’ z płyty 'Automatic’ nagranej do spółki z Billem Sharpe. Ten jeden utwór z 1989 r. rozScharpuje cały solowy dorobek Numana z lat 80.

  2. A to ten, co śpiewał z Fear Factory.

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *