3TEETH – 3TEETH

2014, płyty Autor: Danny Neroese gru 11, 2014 komentarzy 7

Pisząc ten tekst czuję się jak jakiś cesarz albo król (choć osobiście wolę tytuł cesarza – królów jest nadal pod dostatkiem, a cesarz tylko jeden…). Zapytacie dlaczego? Jeden z Czytelników zapytał właśnie o debiut amerykańskiej formacji 3TEETH. Jako fan muzyki industrialno-eksperymentalnej doszedłem do wniosku, iż nie należy człowieka zostawiać w potrzebie i trzeba spełnić dobry uczynek, pisząc o nim tekst. W sumie całkiem nieźle się złożyło, gdyż w chwili pisania tych słów wyczekuję na inny album, który na pewno się tu pojawi, a brakowało mi czegoś nowego. I właśnie dlatego czuję się jak cesarz – spełniam wolę obywatela tudzież poddanego i czuję się przy tym niesamowicie (i z góry przepraszam, jeżeli kogoś uraził „poddany” – to tylko żart). A i sprawa do wykonania trafiła się zacna, gdyż 3TEETH są godni uwagi.

Jeżeli chodzi o moją wiedzę o 3TEETH, to muszę przyznać, że wiedziałem o nich już od pewnego czasu – znajomy zajmujący się karykaturami dot. muzyki industrialno-elektronicznej wziął ich na swój warsztat, a ja z ciekawości postanowiłem sprawdzić, dlaczego są tacy rozmazani (poszukajcie na Twarzoksiędze, a zrozumiecie, o co mi chodzi). Już na samym początku urzekł mnie wygląd jednego z nich – postawione włosy, okulary w stylu Johna Lennona, podkręcony wąs i ramoneska przyciągnęły mnie niczym magnes. No i ten wiele mówiący opis muzyki, którą grają: IN̡D͡US͟T̡R̵I̷A̢L (oryginalna pisownia!). Już to zaciekawiło mnie wystarczająco, aby pomyśleć „muszę to sprawdzić”. Niestety, zapomniałem o nich wskutek wielu zawirowań na tle czasoprzestrzennym. Na szczęście koleje losu znowu skierowały mnie na tor ich twórczości. Przypadek? Nie sądzę. (#potwierdzoneinfo – dop. rajmund)

Czego możemy się spodziewać na „3TEETH”? To zależy. Stylistycznie najbliżej im do industrialnego metalu połączonego z Chrysalide i może A Perfect Circle. Są przesterowane, ciężkie gitary – nie jakieś skomplikowane, ot, raczej proste riffy, mające nadać utworom pewnego posępnego i twardego klimatu. Współgra to z mechaniczną, często przywodzącą na myśl bębny z jakiegoś marszu perkusją, której specyficzne brzmienie idealnie pasuje do wcześniej wspomnianych gitar. Również elektronika przebijająca się tutaj dość często – i to w różnorakiej formie – jest brudna i równie ciężka jak reszta składowych, czasem przewija się w tle jako jakiś plumkający bas lub pad. Są też i wokale. Nie doświadczycie na „3TEETH” lekkiego i melodyjnego śpiewania.

Wokal jest ostry i zadziorny, przepuszczony przez różne filtry tak, by brzmiał odpowiednio demonicznie i niezrozumiale, zachowując jednocześnie zarysy słów i zdań. I to również pasuje do siebie, a wierzcie mi, iż niełatwa to sztuka. Sam klimat, który towarzyszy utworom od pierwszej minuty, przypomina mi momentami twórczość Psyclon Nine z ery „We The Fallen” – mroczny, gęsty i nieprzenikniony, który mógłby powstać w chorym umyśle psychopaty na narkotykach czy środkach halucynogennych. W większości przypadków utwory są utrzymane w dość średnim łamane przez wolnym tempie (choć istnieje wyjątek w postaci „X-Day”, który jest wyjątkowo szybki i dynamiczny), lecz mi to nie przeszkadza – wsiąkłem po całości i będę katować tę płytę przez okres następnych kilku dni, by zrobić sobie chwilową przerwę i znowu doń wrócić. Bo warto.

Przyznam szczerze, że wątpiłem. Nie sądziłem iż tak wciągnę się w twórczość tych dziwnie piszących Amerykanów (choć urzekło mnie ich zdjęcie, na którym widać projektor rzucający na ścianę projekt ich utworu). Nie byłem również pewien, na co dokładnie się przygotować, gdyż na pewien rodzaj nieznanej twórczości po prostu jest to niemożliwe. Ale wiecie co wam powiem? Jeżeli urzekło was Chrysalide i lubicie ciężkie klimaty, 3TEETH jest dla was stworzone. Ich debiut z pewnością zapisze się w mej pamięci, gdyż jest to coś oryginalnego. Coś, co w obecnej erze odgrzewania kotletów i kontynuacji jest czymś nowym.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

Danny Neroese

Nie przepada za mówieniem o sobie. Ekscentryk i samotnik. Ceni swój wyjątkowy gust muzyczny.

komentarzy 7

  1. Specjalnie im to podesłałem xd / Danny

  2. I bardzo dobrze, niemniej opublikować nie musieli 🙂

  3. Coś w tym jest. Ale w większości ,,industrialowcy” to całkiem mili ludzie. Choćby Jurgen Engler z Die Krupps z którym miałem okazję poczatować czy Markko z C-Lekktor. / Danny

  4. Markko zdecydowanie, choć po tegorocznym CP nie wiem czy będzie chciał jeszcze z nami imprezować ;D

  5. Mówił że z chęcią wróci do Polski. / Danny

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *