‡WORSHIP‡ – ECCΘ DREΔMS EP

2013, płyty Autor: rajmund lis 08, 2014 Brak komentarzy

Witch house – z tych wszystkich sezonowych mód, internetowo-muzycznych wymysłów ostatnich lat, jako jedyny ma jeszcze w moim odczuciu resztki sensu. Ciężej mi go znaleźć w vaporwavie, który zdaje się być czystym trollingiem dla trollingu – mimo że jego najntisowa stylistyka budzi miłe skojarzenia i doskonale nadaje się do memów (gorzej z muzyką). Wydawało mi się, że można oba te nurty wyraźnie rozgraniczać: witch house ma swój charakterystyczny zestaw efektów brzmieniowych, okultystyczny anturaż i kolekcję odwróconych krzyży, podwójnych krzyży, trójkΔtów i innych znaków, których próżno szukać na zwyczajnej klawiaturze. Vaporwave: pseudo ambientowe nudziarnie, stylizowane na windowo-toaletowy muzak, stylistyka Windowsa 95 i japońskie krzaki. Ale okazało się, że sprawa nie jest taka prosta. EP-kę „ECCΘ DREΔMS” zaklasyfikowałem od razu jako witch house. Pod takim „tagiem” trafiła też ode mnie do Misty Day.

A potem wyczytałem na Internetach, że to jednak vaporwave.

Bardzo lubię, gdy witch house’owi artyści biorą na warsztat znane utwory i przerabiają na swoje awangardowe dziwactwa. Nie raz i nie dwa pokazywałem Wam już mistrzostwo w tej kategorii: How I Quit Crack coverujący Chrisa Isaaka. Jest tego jednak znacznie więcej. Na Twin Peaksowych tribute’ach od wytwórni Phantasma Disques pełno przeróbek kultowych kompozycji z soundtracku do tego serialu: są tu i dość wierna oryginałowi, jednak cudowna wersja „Into the Night” w wykonaniu ∆AIMON, jak i totalna schiza w postaci „The Nightingale” .:DE▲th▲Co▲ST:..

Ci ostatni to zresztą w ogóle osobna kategoria (ciekawe, co by powiedział Marvin Gaye na taką wersję „If This World Were Mine”), a na ich krążku „Album” (wbrew pozorom to bardzo oryginalny tytuł – 90% płyt wydawanych nakładem Phantasma Disques nazywa się „CDR” albo „Untitled”) można znaleźć kawał porządnie zrytej muzyki. Ale to wciąż nic. Coverowe arcydzieło odnalazłem dopiero niedawno.

Przed Wami ‡WORSHIP‡, (nie)znani też jako ‡▲‡.

Z tymi schizowymi coverami miałem zawsze taki problem, że największe wrażenie robią, gdy zupełnie nie spodziewamy się, co za chwilę usłyszymy i sami dopiero po chwili rozpoznamy, że skądś ten kawałek tekstu czy kilka dźwięków kojarzymy. A oni niestety opisują na ogół, że to czyjś cover. Wystarczy zresztą, że zostawią oryginalny tytuł, i już nie ma niespodzianki, jak się komuś podlinkuje Soundclouda czy innego YouTube’a. I tu na wstępie wielki plus dla ‡WORSHIP‡. Wszystkie cztery kawałki na tej EP-ce wzięły swoje tytuły od wersów oryginalnych piosenek, które wcale do najcharakterystyczniejszych nie należą.

Mogę Wam tu więc podlinkować spokojnie takie „←WHΘ DΘ YΘU NEED→” i wciąż nie będziecie mieli pojęcia, co to jest (był) za utwór. A to w oryginale jedna z moich ulubionych piosenek, z gatunku takich, co się nigdy nie nudzą i można słuchać bez opamiętania. Tym bardziej byłem w szoku, gdy ‡▲‡ uświadomili mi, co można zbudować z zapętlonego brzdąknięcia basu, kawałka klawisza i wyciętych dwóch wersów wokalu. Bo to jest w pełni autonomiczne dzieło, naprawdę arcydzieło: z refrenem, zwrotkami i osobliwą atmosferą…

Jednak zupełnie odmienną od tej towarzyszącej oryginałowi.

Z jednej strony zastosowano tu warsztat charakterystyczny dla witch house’owych przeróbek. Są tu porozciągane sample, zwolnione tempa, jakość jak ze starej kasety magnetofonowej puszczanej ze zdezelowanego odtwarzacza wewnątrz muszli klozetowej. Z drugiej… Kurczę, faktycznie czuć tu tę charakterystyczną, pseudo relaksacyjną aurę korporacyjnych muzaków, w które tak wpatrzeni są vaporwave’owcy. Właśnie dlatego tak nie lubię szufladek.

Wiecie już więc, że z nie do końca obiektywnych przyczyn ten pierwszy kawałek wywarł na mnie największe wrażenie. Nie znaczy to wcale, że pozostałe są gorsze. „←INDECISIΘN→” to przeróbka przeboju ejtisowego duetu, który niedawno lansował(a) na nowo Randy Marsh Lorde. Kolejny raz zastosowano te same schematy, ale wynik znów pozostawia w szoku. Tutaj chyba jeszcze wyraźniej niepozorna melodyjka pasowałaby do salonu spa.

Serio, jakbym miał swoją własną korporację, to we wszystkich windach grałby zapętlony całymi dniami ten utwór.

Gdybym był trenerem rozwoju osobistego, puszczałbym to na swoich coachingach i nucił swoim wyznawcom, jak to I can’t stand this …przepraszam, miało być bez spoilerów. No to trzeci kawałek. Znowu ograny szlagier lat osiemdziesiątych, ale nie poznacie go raczej po tytule „←GΘT TΘ REMEMBER→”. Hit, który rozsławił przede wszystkim pamiętny teledysk. Gdybym wspomniał cokolwiek więcej, od razu byście wiedzieli o czym mowa. To chyba najbardziej zróżnicowana kompozycja w tym zestawie, choć po raz kolejny: ‡WORSHIP‡ zsamplowali i przetworzyli zupełnie nie te fragmenty, o które byście ich podejrzewali. Oczywiście najbardziej charakterystyczny motyw klawiszowy oryginału musiał się pojawić, ale dopiero w trzeciej minucie.

Choć mamy tu do czynienia praktycznie z samymi przebojami, to chyba jednak ten ostatni jest z nich najbardziej znany. Jego autorem jest zespół, który doczekał się setek singli, milionów remiksów i pewnie miliarda coverów. Sam słyszałem z kilkaset powyższych. A jednak wciąż wersja ‡WORSHIP‡ zrobiła na mnie podobne wrażenie, co pozostałe „piosenki” na „ECCΘ DREΔMS”.

To ostatecznie dowodzi, jak genialny w swojej prostocie był pomysł na to wydawnictwo.

Dobrze, że są tu tylko cztery kawałki – dzięki temu nie ma się uczucia przesytu, wszystko jest idealnie wyważone, a lekkie poczucie głodu, z którym zostawia się słuchacza, jest jak najbardziej zdrowe i pożądane. Jak już wspomniałem: wcześniej vaporwave zupełnie mnie nie ruszał, żaden Macintosh Plus ani Internet Club (przepraszam za brak miliona dziwnych znaczków, i tak ich nie znacie). Na EP-ce ‡▲‡ najbardziej vaporwave’owy jest dobór utworów.

To ograne do znudzenia hiciory, którymi do dziś straszą w hipermarketach i wszelkich „Złotych Przebojach” (może poza pierwszym kawałkiem – ale to pewnie tylko dlatego, że w naszej szerokości geograficznej nigdy ten zespół nie był AŻ TAK mainstreamowy jak wszędzie indziej). Muzycznie też jest odpowiednio konformistycznie-ambientowo, ale jednocześnie z witch house’owo otwartą do granic przesady wyobraźnią. Krótko mówiąc: kolejny raz potwierdza się, że połączenie pozornie nijak nieprzystających do siebie elementów może dać fantastyczne rezultaty. To teraz idę otworzyć hipermarket, w którym będę grał tę EP-kę do znudzenia.

A najlepsze zostawiłem na koniec: „ECCΘ DREΔMS EP” ściągniecie zupełnie za darmo z Bandcampa, ALE! Z niewiadomych przyczyn będzie Wam brakować ostatniego utworu. Tenże dostępny jest tylko na Soundcloudzie.

Podobało się? Rozważ postawienie mi kawy!
Postaw mi kawę na buycoffee.to
Autor

rajmund

Lokalny Ojciec Dyrektor. Współpracował m.in. z portalami CD-Action, Stopklatka i Antyradio. Po godzinach pisze opowiadania cyberpunkowe i weird fiction. Zafascynowany chaotycznym życiem szczurów.

Brak komentarzy

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *